kAdry z nieba
Hubert Stojanowski
WYWIAD
krajobrazy z powietrza
Dzisiaj chciałbym przedstawić dosyć złożony problem. W swoich poczynaniach fotograficzno-filmowych bardzo zależy mi na pokazaniu autentyczności. Lubię nie tylko widzieć ale i czuć to co uwieczniam na „taśmie”. Jak bez wczucia się w temat mam przekazać klimat widzom? No właśnie! Tutaj docieramy do źródeł dzisiejszego tematu. Jaka jest różnica pomiędzy robieniem zdjęć, samemu będąc wysoko nad ziemią a przy użyciu drona? Nie wyobrażam sobie, że podczas reportażu korzystam z robota i oglądam świat na monitorze, schowany gdzieś daleko od całej sytuacji 🙂 . Oczywiście fotografia przy użyciu bezzałogowców to dzisiaj standard i takie kadry stale goszczą w moich artystycznych inspiracjach, to jednak oglądając prace Huberta Stojanowskiego nierzadko zbieram szczękę z podłogi. Jest w nich coś niezwykłego. Jestem pewien, że to właśnie ta „moc” autentyczności. Podejrzewam, że mało jest osób w okolicach Suwałk, które nie znałyby Huberta, bloga Sudawcy i reszty jego ciekawych projektów 🙂 . Postanowiłem podpytać go trochę o styl pracy i plany na przyszłość 🙂 . A już niebawem postaram się wypytać o to jakiegoś droniarza 🙂 . Zapraszam!
Hubercie, kilka słów od siebie. Kim jesteś? Czym się zajmujesz?
Pierwsze pytanie i od razu trudne. Nie wiem kim jestem. Zawodowo zajmuję się nauczaniem i od 20 lat pracuję w Zespole Szkół Technicznych w Suwałkach. Sam kończyłem tę szkołę i jestem żywym dowodem na to, że po technikum można zostać np. humanistą. Lubię pracować z młodymi ludźmi i nie ukrywam, że kradnę od nich energię. Jestem też silnie związany emocjonalnie z Suwalszczyzną i od wielu lat staram się pokazywać ją za pomocą zdobyczy techniki. Latam na paralotni, pływam kajakiem i w kanu, jeżdżę rowerem, nurkuję sprzętowo i swobodnie. Czasem fotografuję. Czasem filmuję. Czasem bloguję. No i jestem ambasadorem Suwalszczyzny. Sam się wybrałem.
Zdecydowanie popieram Twoją kandydaturę 🙂 . Skąd pomysł na taki rodzaj fotografii?
Czy rozpoczęcie przygody z paralotniarstwem to mocno złożony proces?
Tu trzeba odpowiedzieć najpierw, co w moim przypadku było wcześniej. Latanie czy fotografia. Chronologicznie rzecz biorąc najpierw była chęć oderwania się od ziemi, ale na przeszkodzie stanęli rodzice, którzy niekoniecznie chcieli żebym latał szybowcem. To było pod koniec 8 klasy.
Latać chciałem odkąd pamiętam. Żartuję sobie, ze pierwszy samodzielny lot wykonałem w wieku trzech lat. Wystartowałem z balkonu i wylądowałem w szpitalu. Od tego momentu wiedziałem, że będę latać. No i latałem w wyobraźni. Zacząłem też przygodę z nurkowaniem swobodnym, bo to w jakiś sposób przypomina latanie (Nie ja to wymyśliłem, tylko Ptasiek z książki Whartona). W międzyczasie zacząłem fotografować. Najpierw krajobrazy, potem zwierzęta… no i oczywiście najchętniej ganiałem za ptakami. Pierwszy aparat to klasyczna smiena, a potem w ręce wpadł mi Zenit TTL z obiektywem o ogniskowej 200 i telekonwerter. Wtedy już nie musiałem ganiać za ptakami. Czasem wystarczyło się zaczaić.
15 lat temu w Suwałkach zorganizowano pierwszy kurs latania na paralotni. Marzenia z dzieciństwa odżyły i nie miałem wyboru. Zostałem paralotniarzem. Już podczas pierwszych lotów na holu ukryłem pod bluzą aparat i robiłem zdjęcia. Nie podobało się to mojemu instruktorowi, który twierdził, że na wszystko przyjdzie czas. Miał rację.
Samo paralotniarstwo, to chyba jedyny sport lotniczy, w którym po kilku dniach kursu latasz samodzielnie. Piękne jest też to, że nie potrzebujesz niczyjej pomocy. Sprzęt mieści się w bagażniku, a do startu wystarczy kawałek pola.
Jak zabezpieczyć sprzęt fotograficzny podczas latania? Przypinasz go do uprzęży?
Czy zbiera się na nim wilgoć lub kurz?
Mam manię przywiązywania. Jak latam, jak pływam kajakiem, jak nurkuję. Zawsze przypinam aparat i tu nawet nie chodzi o to, że mogę go stracić, ale przecież lustrzanka swoje waży i może komuś na ziemi zrobić krzywdę.
Przed sobą mam przytroczoną torbę fotograficzną, do której po każdym zdjęciu chowam aparat, bo jak się przebijam przez mgłę, to siłą rzeczy kropelki osadzają się na sprzęcie.
Co zabierasz ze sobą? Jeden aparat z podpiętym zoomem?
Od lat używam tej samej lustrzanki. Do tego dokładam obiektyw 24-105. To w zupełności wystarcza. Teraz jest lepszy dostęp do małych kamer sportowych i nie ukrywam, że często z nich korzystam, ale tylko do filmowania. No dobra. Zrobiłem kilka zdjęć. Takich spod czasy paralotni.
Podejrzewam, że te same miejsca, które dobrze znamy z perspektywy gruntu zupełnie się zmieniają gdy spojrzymy na nie z wysokości. Czy planujesz przed lotem swoje kadry czy raczej idziesz na żywioł?
Mam swoje ulubione miejsca, do których często wracam w różnych porach roku i za każdym razem coś mnie zadziwi. Latając nad Suwalszczyzną mam wrażenie jakbym przemieszczał się nad swoistymi mandalami. Przyroda, albo człowiek coś tworzy, a już za chwilę tego nie ma. Moją misją jest zatrzymanie takiego chwilowego sprzężenia w kadrze.
W lataniu mało jest miejsca na pełen żywioł. Zbyt wiele czynników na to wpływa. Oprócz podziwiania widoków i szukania nowych kadrów, trzeba mieć stale na uwadze to, że w każdej chwili może dojść do awaryjnego lądowania. Trzeba sprawdzać kierunek wiatru i „skanować grunt”, a potem już tylko podziwianie.
Nie zawsze można sobie zaplanować lot w konkretne miejsce, bo zazwyczaj leci się pod wiatr, żeby później łatwiej było wrócić. A przecież „wiatr wieje tam gdzie chce” i tyle z naszego planowania. Dlatego uważam, że wystarczy lecieć, patrzeć, a kadry same „wejdą” w aparat.
Najciekawsza przygoda podczas fotografowania w locie?
Każdy lot jest nową przygodą. I za każdym razem po wylądowaniu żałuję, że to już koniec.
Latałem kilkukrotnie z bielikiem, a to zawsze robi wrażenie. Raz przyleciałem paralotnią na swoją prezentacje zdjęć… z paralotni. Zabłądziłem kiedyś we mgle, która okazała się gęstsza niż myślałem.
Awarii zbyt wiele nie miałem, raptem kilka lądowań w polu.
To teraz wracając do meritum dzisiejszego spotkania, co sądzisz o fotografowaniu przy pomocy drona?
To jest trudny temat. Jak zaczynałem przygodę z lataniem, to o dronach nikt nie myślał. To była futurystyczna wizja. Dziś drony nie są już wymysłem jakiegoś wizjonera i każdy może za pośrednictwem coraz tańszych urządzeń podglądać świat z wysoka. I niech podgląda. Niech robi zdjęcia. Jest to na pewno dużo bezpieczniejszy sposób przemieszczania się w przestrzeni. Pilot drona nie ryzykuje własnym życiem.
Nie będę ukrywał, że sam też próbowałem tej metody dokumentowania rzeczywistości, ale raczej chodziło mi filmowanie. Jakość i stabilizacja obrazu filmowego w tak małym urządzeniu wciąż mnie zachwyca. Zdarzało mi się kiedyś nawet zrobić coś dziwnego, bo wziąłem drona ze sobą na paralotnię i „z ręki” kręciłem film. Wiem, że to było głupie, ale ja lubię latać sam. Teraz już nie muszę brać nieporęcznego drona, bo stabilizacja wkroczyła do kamerek sportowych.
Pamiętam czasy kiedy na rynek wchodziły pierwsze aparaty cyfrowe i wtedy wielu fotografujących kategorycznie odmawiało uczestnictwa w postępie. Być może będzie tak też z dronami, bo to przecież tylko narzędzie w rękach fotografującego. Trudno mi jednak zaakceptować kolejnego pośrednika moich emocji. Wystarczy, że muszę wykorzystywać aparat fotograficzny. A teraz jeszcze dron? Nie lubię chodzić (a może latać) na łatwiznę.
Ale ja jestem raczej z tych „starej daty”. Pamiętam jak kiedyś wracało się z pleneru z dwoma, trzema zdjęciami. Dziś… to już 500, a może i więcej. Zapis cyfrowy sprawia, że możemy pstrykać na potęgę… tylko po co. Dziś każdy może zrobić dobre zdjęcie, ale nie każdy z tego ogromu plików potrafi wybrać jedno godne pokazania. Świadomość kadru jest jakby mniejsza, bo technika nas zwalnia z myślenia.
W jednej z rozmów podałem kiedyś taki przykład. Gdyby człowieka, kompletnie nie znającego się na robieniu zdjęć (i nawet niech zamknie oczy), wyposażyć w aparat cyfrowy i kazać mu zrobić 1000 ujęć jakiegoś obiektu… to pewnie byśmy w takim zestawie znaleźli coś dobrego. Tylko czy to jest jeszcze sztuka? Przekładając to na fotografię dronową: każemy urządzeniu robić zdjęcie co dwie sekundy, lecimy nad atrakcyjny teren i na pewno dron coś ciekawego nam przyniesie. Upraszczam? Pewnie tak. No bo przecież ja też mogę lecieć paralotnią i zapełniać kolejne karty. Ale ja nie zapełniam. Obserwuję i czekam.
Ktoś niedawno powiedział, że mamy dziś mnóstwo fotografujących, tylko tych chcących oglądać zdjęcia innych jakby mniej. I to kolejna prawda objawiona. Trudniej dziś się wybić fotografom… bo każdy jest fotografem.
Z drugiej strony nie można obrażać się na tych, którzy wykorzystują zdobycze techniki. Kto wie co powiem za kilka lat. Może sam będę latał dronem.
To nie jest też tak, że nie doceniam operatorów dronów. Widziałem wiele zachwycających fotografii robionych tymi urządzeniami i w życiu bym takiego zdjęcia nie zrobił, ale też wiem, że takie fotografowanie nie będzie dla mnie pełnowartościowe. Możliwość samodzielnego oderwania się od ziemi jest pewnego rodzaju filozofią. A ja jestem jej wyznawcą.
Paralotnia, kajaki, rowery, nurkowanie, różne ciekawe projekty. Powiedz jak udaje Ci się pogodzić życie rodzinne/zawodowe z taką ilością zajęć (i robić to na stale świetnym poziomie! ).
Szczerze powiem, że nie wiem jak to godzę, ponieważ jestem człowiekiem chaosu. Nie potrafię siedzieć w miejscu. Jestem jak ci „bieguni” z powieści Olgi Tokarczuk. Jak się zatrzymam to umrę. Dlatego robię wszystko, żeby się nie nudzić. Na szczęście część pasji dzielę z moją żoną Agnieszką, no i oczywiście z dziećmi. Często odwiedzamy różne zakątki Suwalszczyzny i ją fotografujemy. Potrafimy setny raz wziąć hamaki i jechać w to samo miejsce nad Wigrami, żeby kolejny raz fotografować zachód słońca. I wcale nas to nie nudzi, bo za każdym razem jest inaczej. Nawet kot nam się udał, bo potrafi z nami chodzić po kilka kilometrów po lasach okolicznych.
Z synem próbowaliśmy przez kilka lat swoich sił w „blogowaniu”. Teraz Miłosz poszedł swoją drogą. Wkręcił się mocno w rowery, które potrzebują mało kontaktu z ziemią. Ja wolę ratować stare rowery, ale fajne jest to, że w wielu dziedzinach się uzupełniamy. I teraz nawet odwołam się kolejny raz do wspominanych dronów. Mam drona do filmowania na wyposażeniu, ale lata nim Miłosz. Ja nie umiem, a może mi się nie chce…
W szkole też łączę różne dziedziny aktywności. W tych dziwnych czasach edukacji zdalnej wykorzystuję swoje pasje. W lekcję o Potopie wplatam np. wycieczkę kajakiem po Szurpiłach. To znaczy ja pływam, a uczniowie to oglądają na żywo. Taka forma sprawia, że oprócz wiedzy o literaturze przemycam sporą dawkę wiedzy o regionie. No i przy okazji promuję aktywny styl życia. Ostatnio jeden z uczniów zapytał mnie kiedy będzie lekcja z paralotni.
Poniżej film, na którym można zobaczyć jak wygląda taka sesja 🙂
Wiem, że często docierasz w miejsca, które mało kto kojarzy. Osobiście zawsze staram się pomagać na ile mogę i „zdradzam” swoje miejscówki kolegom z branży, co niestety kilka razy odbiło mi się czkawką. Jakie jest Twoje podejście do tego tematu? Czy zdradziłbyś gdzie zrobiłeś konkretne zdjęcie innemu fotografowi jeśli by o to zapytał?
Nie mam z tym problemów. Nikt z nas nie ma monopolu na Suwalszczyznę. Miejsca opisuje na blogu i na FB. Odpowiadam, jak ktoś zapyta. Wielokrotnie widziałem dużo lepsze zdjęcia niż moje z tego samego miejsca, widziałem tez gorsze. Konkurencja zawsze jest motorem do rozwoju.
Wymarzony kadr, którego jeszcze nie udało się złapać?
Nie myślę w takich kategoriach. Czekam, co los przyniesie. Mówię o sobie, że jestem poszukiwaczem kadru, którego nigdy nie znajdę. A gdybym znalazł swój wymarzony kadr, to byłbym skończony. Dlatego wciąż szukam.
Plany fotograficzne na kolejne lata?
Zawsze są jakieś plany, ale u mnie to przychodzi nagle. Tak było z lataniem. Tak było z nurkowaniem, własnoręcznie robionymi kajakami z drewna i płótna, starymi rowerami… Ale w każdym z tych projektów jest Suwalszczyzna. Jako tło, jako kontekst… ale jest.
Skąd czerpiesz inspiracje? Masz jakichś idoli fotograficznych?
Trudno mi powiedzieć. Ja jestem samoukiem i do tego z gatunku „tych spontanicznych”. Trafia mnie coś, albo nie. No i tak samo mam z odbiorem prac innych fotografujących. Wzrusza… albo nie wzrusza. Zachwyca… albo nie. Stosuję proste kryteria odbioru sztuki bez przywiązywania się do nazwisk, a przecież wybitni twórcy też mają gorsze realizacje swych projektów. To co dobre zauważę i docenię. Obserwuję i podziwiam wielu.
FOTOGRAFIA POD WODĄ
fotografia pod wodą Łukasz drucis WYWIADpodwodny świat W przypadku Łukasza połączenie pasji fotografowania i nurkowania dało niezwykłe efekty. Śledzę jego "karierę" prawie od początku i muszę przyznać, że jego ciągły progres mnie zaskakuje. Kiedy oglądam jego...
KOSZT SESJI
przejrzyste zasady koszt sesji wiedza co ma wpływ na cenę sesji? Na wstępie chciałbym zauważyć, że na cenę sesji składa się wiele czynników. Nie tak dawno zdecydowałem się na publikację moich prac w mediach społecznościowych. Zacząłem dostawać od Was wiadomości...
FOTOPODRÓŻE
indyjskie portrety Damian kapuściński WYWIADpodróże Podejrzewam, że minęły już ze dwa lata odkąd ustalałem z kumplem z wojska, Damianem spotkanie w moich okolicach, ale jak to w życiu bywa 🙂 różnie wychodzi. Pamiętam, że mówił mi o podróży do Indii, co w tamtym...